FB twitter kontakt

Zonk z Medionalu

Żartuje się, że Queens Park Rangers strzeliło więcej goli w dziewięćdziesiątej minucie podczas starcia z Liverpoolem, aniżeli Mario Balotelli od początku sezonu. Jedna bramka na koncie, do tego strzelona w spotkaniu z Łudogoretsem Razgrad, nie przynosi chluby reprezentantowi Włoch. W glorii chwały miał powrócić na boiska Premier League, a już po kilku meczach wydaje się, że Liverpool poniósł klapę transferową, zresztą kolejną już w ostatnich latach.

Przechodząc do klubu z miasta Beatlesów miał jeden cel – zastąpić króla strzelców poprzedniego sezonu Luisa Suareza. Zapewne na Włochu nie zrobiło to wielkiego wrażenia, który niegdyś uważał się za jednego z trzech najlepszych piłkarzy globu. Okazało się, że kalosze, które założył po gryzoniu z Urugwaju nie były w jego rozmiarze, a o boiskowych wyczynach, którymi Suarez czarował kibiców, Balotelli może tylko pomarzyć. Transferowi Włocha na Anfield towarzyszyły nie lada fanfary. Po sezonach spędzonych we Włoszech wrócił, aby ponownie udowodnić swoją wielkość w Premiership.

Łudzili się kibice Liverpoolu, łudził się Brendan Rodgers, łudzili się też właściciele obecnego wicemistrza Anglii wydając na Mario Balotelliego dwadzieścia milionów euro. Jak widać łudził się również sam Włoch, który zawierzając swoim umiejętnościom marzył o staniu się nowym bożyszczem kibiców Liverpoolu. Zamiast strzelać gole, to strzela fochy. W swoim stylu. Od momentu powrotu do Anglii zdążył obrazić kobietę, która fotografowała jego Ferrari, a ostatnio schodząc na przerwę w spotkaniu z Realem Madryt wymienił się koszulkami z Pepe. Za skandaliczne zachowanie w spotkaniu Ligi Mistrzów Balotelli wylądował na dywaniku u Brendana Rodgersa, być może pierwszy raz, ale zapewne nie ostatni.

Cierpliwość szkoleniowca Liverpoolu, który uparcie stawia na Włocha, została nadszarpnięta. Słowa krytyki w stronę Balotelliego kierują również legendy The Reds z Jimim Carragherem na czele:
„Zdziwię się jeśli Balotelli w przyszłym sezonie wciąż będzie piłkarzem Liverpoolu.”

W ankiecie dziennika Liverpool Echo jedynie co czwarty kibic dałby szansę Włochowi w kolejnych meczach klubu z Anfield Road. Wszystko wskazuje na to, iż początkowy niesmak w stosunku do formy i postawy Mario Balotelliego może powoli przybrać formę nienawiści i doprowadzać do rozpaczy ludzi z czerwonej części Merseyside. Nie znoszą go we Włoszech, znienawidzą również w Anglii.

Wydaje się, że kiedy w Liverpoolu zastanawiają się jak poradzić sobie z nowym problem, to fani w Mediolanie odwiedzają tłumnie Katedrę Narodzenia świętej Marii w podziękowaniu za zrzuceniu balastu. Milan wprost cieszy się ze sprzedaży Balotelliego, a o braku chemii między klubem i zawodnikiem mówi dyrektor sportowy Rossonierich Umberto Gandini:
„Mario nie był zawodnikiem, którego potrzebowaliśmy, by poprawić naszą grę. Z drugiej strony on zapewne sądził, że w Premier League radził sobie najlepiej i chciał tam wrócić. A więc oferta z Liverpoolu przyszła w odpowiednim momencie. Ucieszyła wszystkich. Można powiedzieć, że zrobili wszystkim przysługę.”

Trudno mi znaleźć bardziej przereklamowanego piłkarza świata. Od dawna Mario Balotelli uznawany jest za wielkiego piłkarza ze wspaniałym talentem. Powtarzają to jak mantrę kolejni szkoleniowcy Włocha usprawiedliwiając chęć ściągnięcia go do swojego klubu. W Anglii media zacierały ręce na myśl o powrocie Balotelliego na boiska Premier League. Wszyscy, poza kilkoma osobami w Liverpoolu, zdawali sobie sprawę, że głupota Włocha jest niewspółmierna z jego do prawdy wielkim talentem. Można było odliczać dni i tygodnie, do tego, kiedy kolejny skandal z młodym Włochem w roli głównej zagości na łamach prasy. Sam Balotelli nie zawiódł, gdyż ponownie jest o nim głośno i ponownie z powodów mało sportowych.

Liverpool pozbył się jednego problemu sprzedając Luisa Suareza, lecz kupując z Mediolanu Mario Balotelliego narobił sobie jeszcze większego bigosu. Kiedyś w telewizji Polsat był teleturniej, który prowadził Zygmunt Hajzer – „Idź na całość”, gdzie uczestnik wybierał jedną z trzech bramek, w której czekały nagrody. Czasem jednak trafiał się Zonk – czerwony kot w czarnym worku. Liverpool zdecydowanie natrafił na wspomnianego Zonka. Ciężko było spodziewać się po Mario Balotellim kosmicznej formy piłkarskiej. Ludzie z miasta Beatlesów byli ogromnymi optymistami stawiając na młodego Włocha. Wielce prawdopodobne jest to, że w kwestii transferów znów się pomylą. Balotelli zaś, po powrocie do Anglii trzyma formę, lecz tą poza boiskową, a to zapewne dopiero początek jego show. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz