FB twitter kontakt

Futbolowi neandertalczycy z Bilbao

Zawsze mi się wydawało, że ewolucja biologiczna dosięgła każdego bez wyjątku. Okazuje się jednak, że w Europie, w północnej części półwyspu iberyjskiego, nieopodal rzek Nervion i Ibaizabal, leży miasto, które trwa jeszcze w stadium poprzedzającym człowieka rozumnego. Mieszkańcom, na własne życzenie, nie po drodze jest z ewolucją, a ich niedorozwój wynika z własnych przekonań, zasad i reguł. W Bilbao naprawdę mieszkają neandertalczycy, ale ci futbolowi.

W dzisiejszych czasach piłka nożna to w dużej mierze ogromny biznes, pieniądze, gwiazdy światowego futbolu, wielkie transfery. W Bilbao futbol rozumieją inaczej, wyciągając z jego definicji elementy pierwotne jakimi są wychowankowie, piłkarska tożsamość, przywiązanie do barw klubowych. Athletic Bilbao jest swego rodzaju perełką pośród zdeprawowanych, goniących za pieniądzem klubów na mapie piłkarskiej europy.

Jeśli mowa o biznesie i pieniądzach warto wspomnieć o nowym stadionie Rojiblancos – San Mames, który jest jednym z piękniejszych obiektów piłkarskich w Europie. Podczas kiedy Reale czy inne Barcelony, myśląc o przebudowaniu swoich starych stadionów, planują zaciągnięcie kolejnych wielomilionowych kredytów lub nawet sprzedaż praw do nazw swoich obiektów, władze Athleticu zdecydowały się na budowę ponad pięćdziesięciodwutysięcznego obiektu za pieniądze z własnego klubowego sejfu. Nowe San Mames powstało kilkanaście metrów na północ od starej areny czerwono-białych. Koszt przedsięwzięcia wyniósł ponad dwieście milionów euro. Kwota spora, jak dla klubu, który sprawia wrażenie, że nie ma pojęcia o biznesie w futbolu.

Skąd więc pieniądze na nowe San Mames? Wydaje się, że przydomek Los Leones (Lwy) został nadany im trochę na wyrost, ponieważ to Athletic znajduję się przynajmniej dwa razy w roku, podczas okienek transferowych, w paszczy wielkich i bogatych piłkarskich lwów, które pragną zdobyć najzdolniejszych zawodników Rojiblancos. Niestety, jako zwierzyna, klub z San Mames nie należy do najsilniejszych, coraz to oddając, choć zazwyczaj po wielkiej walce, swoich najlepszych piłkarzy. Sprzedaż Andera Herrery (36 milionów €) do Manchesteru United, czy Javiego Martineza (40 milionów €) do Bayernu Monachium pokazuje jedno z silniejszych źródeł finansowania klubu. Warto wspomnieć również o składkach jakie socios płacą co roku na swój klub, przychodów z biletów i karnetów, sprzedaży praw telewizyjnych, wpływów za zajęte miejsce w lidze, czy też premii za awans do Ligi Mistrzów.

Athletic Bilbao sprawia wrażenie bogacza, którego stać byłoby na dobrych i drogich grajków. Mimo to wielomilionowy transfer klubu z San Mames byłby grzechem pierworodnym władz klubu, a co więcej zapewne zwiastowałoby koniec rządów danego prezesa na fotelu czerwono-białych. Dla kibiców wychowanek w jedenastce pierwszego zespołu ma dużo większe znaczenie i powód do dumy i radości, aniżeli kupno za wiele milionów, znanego i drogiego na rynku piłkarskim grajka. Rojiblancos stoją wychowankami, a co więcej stoją Baskami.
Przeglądając skład Athleticu znajdziemy w nim samych Basków, teoretycznie. Teoretycznie, gdyż równie teoretycznie Baskiem mogę zostać nawet ja lub właśnie Ty. Wystarczy tylko, że podczas meczu po strzelonej bramce ucałuję godło Kraju Basków (patrz Antoine Griezman) i gotowe! Mogę zostać naciąganym Baskiem, gdyż tak emocjonalne zachowanie może wskazywać na moje wielkie uczucie do regionu z północnej Hiszpanii. Jeżeli zaś przeprowadzisz się do Bilbao, pomieszkasz tam, popracujesz, czy też pograsz trochę w piłkę, to również przez zasiedzenie staniesz się przecież Baskiem. Jakież to proste.

Posiadanie wychowanków i opieranie na nich drużyny, która z powodzeniem walczy na krajowym podwórku, jak również na arenie międzynarodowej, brzmi dumnie. Ten romantyczny obraz zaciera się niestety, kiedy wspomnimy o dosłownej kradzieży wszystkich młodych, potencjalnych Basków z całego regionu i z mniejszych klubów do szkółki Athleticu. Patrząc na sposób działania i funkcjonowania klubu, jego zasady i reguły, które pokazują jego wyjątkowość, wydaje się, że takiego zespołu nie da się nie lubić. Inaczej myślą w północnej części półwyspu iberyjskiego, gdzie Athletic jest wrogiem numer jeden i złodziejem, który kradnie piłkarskie perełki z mniejszych klubów. Trudno jednak ganić postępowanie Rojiblancos, którzy są w stanie zaproponować młodym zawodnikom doskonałe pole rozwoju piłkarskiego. Trudno też dziwić się dzieciakom, którzy chętnie przybywają do Bilbao, ale również klubom, które wyrażają swoją niechęć do Athleticu.

Wyjątkowość, to słowo, które doskonale pasuje do czerwono-białych. Doskonale też opisuje kibiców z Bilbao, którzy swoją tożsamość piłkarską, zasady funkcjonowania i polityki klubu cenią wyżej, aniżeli sukcesy na arenie krajowej lub nawet międzynarodowej. Filozofia ludzi z Kraju Basków jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, a porzucenie jej lub jej zmiana jest dla fanów Athleticu czymś nie do przyjęcia.

Wyobraźmy sobie piłkarski świat, gdzie wszystkie kluby działałyby podobnie do Rojiblancos. Jak wyglądałaby jedenastka Realu Madryt, w której znaleźliby się tylko piłkarze pochodzenia madryckiego? Czy FC Barcelona powtórzyłaby sukces futbolu totalnego posiadając w swoim składzie samych Katalończyków? Z drugiej strony zastanawia mnie to, gdzie teraz grałby Cristiano Ronaldo czy Messi? Czy w ogóle wiedzielibyśmy o ich istnieniu, gdyby nie polityka transferowa skupowania najlepszych piłkarzy globu do największych (czytaj najbogatszych) klubów świata? Trudno w tej chwili sobie wyobrazić, że takich Athleticów Bilbao, na tak wysokim poziomie piłkarskich, mogłoby być wielu. Klub z San Mames jest zespołem wyjątkowym. Cieszy mnie to, że w biznesowo-piłkarskiej paszczy lwa jest na świecie jeszcze zespół jak ten z Bilbao. Z definicji homo sapiens sapiens przewyższa inteligencją neandertalczyka, ale chyba jedynie w przypadku biologii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz