FB twitter kontakt

Houston, mamy problem!

Wzorem Villarreal Borussia Dortmund niedługo będzie zmuszona zmienić przydomek na „żółto-czarna łódź podwodna”. Statek Jurgena Klopaa tonie, a przedostatnie miejsce w ligowej tabeli przyprawia o nocne mary kibiców z Signal Iduna Park. Najgorszy start od 48 lat, pięć porażek z rzędu, a siedem w ciągu dziesięciu kolejek ligi niemieckiej, sprawia, iż ekipa BVB stała się największą sensacją Bundesligi sezonu 2014/2015. Co się stało z drużyną niedawnego finalisty Ligi Mistrzów?

Borussia Dortmund, obok Bayeru Leverkusen, była skazywana na walkę o pozycję numer dwa w ligowej tabeli. Przed sezonem nikt nie kwestionował, iż ekipą, która od początku stanie się liderem, a po ostatniej kolejce podniesie ręce w geście zwycięstwa będzie Bayern Monachium. Tak samo nikt nie spodziewał się, iż Bawarczykom już na starcie odpadnie rywal, choć teoretycznie, marzący o tytule. Czas pokazał, iż szumne zapowiedzi Dortmundczyków o podjęciu rękawicy i walki z Bawarczykami o mistrzostwo ligi niemieckiej należy wsadzić między bajki.

„Wiele kilometrów dzieli nas od tego, jak powinniśmy grać, a jak to w tej chwili wygląda. Musimy teraz przejść przez ten okres, znieść krytykę i robić swoje.” – Jurgen Klopp po przegranym 0:1 spotkaniu z HSV.

Borussia na dziesięć meczów ligowych wygrała jedynie dwa, jeden zremisowała. Siedem zdobytych oczek na trzydzieści możliwych przyprawia Jurgena Kloppa o kilka nowych, siwych włosów. Poszukiwania słabej formy BVB trzeba jednak zacząć właśnie od czterdziestosiedmioletniego Niemca. Przygotowanie fizyczne, a właściwie niedostatki z niego wynikające rażą w oczy. Trudno mówić o zmęczeniu po dziesięciu ligowych kolejkach, szczególnie u zawodników, którzy w poprzednich latach rozgrywali ponad czterdzieści meczów w sezonie. Widać jednak, że tempo gry w końcowych fragmentach meczów odbiega od normy, którą Dortmundczycy prezentowali w poprzednich sezonach. Brak szybkości, zaciętości, walki do ostatniej minuty meczów i brak wiary, szczególnie po straconych golach, które trzeba odrabiać, epatują w grze ekipy Jurgena Kloppa. 

Kontuzje również mają wpływ na postawę dortmundzkiej drużyny. W ostatnim czasie drzwi do ośrodka lekarskiego Borussii otwierane były bardzo często. Do składu po ciężkich kontuzjach zdążyli niedawno wrócić Marco Reus i Ilkay Gundogan. Nadal na leczeniu przebywa Kuba Błaszczykowski, Nuri Sahin, a do grona nie nadających się do gry dołączył ostatnio Mats Hummels, który nie powącha murawy zapewne do końca roku. Kontuzje, w takim zespole jak Borussia Dortmund, nie powinny usprawiedliwiać słabej postawy na boisku, lecz problem z krótką ławka rezerwowych i zmiennikami, którzy nie są w stanie zastąpić podstawowych zawodników BVB, nie są czymś nowym na Signal Iduna Park.

Borussia co roku poddawana jest rozbiorom na rzecz jej największego rywala z Bawarii. Mario Goetze, uznawany swego czasu za nieoszlifowany brylant i bez wątpienia młoda gwiazda z Dortmundu, jako pierwszy zamienił BVB na lepszy model przechodząc za 35 milionów do Bayernu. Śladem Niemca podążył Robert Lewandowski, a Borussia w ciągu dwóch lat straciła dwie z trzech największych swoich gwiazd. Trzecim muszkieterem jest oczywiście Marco Reus, którego z otwartymi rękoma witają już na Allianz Arena kibice podopiecznych Pepa Guardioli, a jego transfer do Monachium jest więcej niż przesądzony. Klauzula odejścia w wysokości 25 milionów euro brzmi dla Bayernu jak promocja. Nie jest wykluczone, że jeśli Borussia nie zakwalifikuje się do kolejnej edycji Ligi Mistrzów, to śladem Reusa z Jurgenem Kloppem pożegnają się kolejni zawodnicy dziękując mu za piękną przygodę na Signal Iduna Park. Brak awansu do europejskich pucharów skomplikuje również kwestię potencjalnych transferów, gdyż ciężko będzie namówić piłkarzy na przyjazd do Dortmundu, gdzie Ligę Mistrzów ogląda się jedynie w telewizji.   

Po stracie Goetzego i Lewandowskiego sternicy BVB starali się załatać dziurę po swoich najlepszych zawodnikach. Trzeba jednak przyznać, że z marnym skutkiem. Pomysł z powrotem Sahina do Dortmundu wypalił co najwyżej średnio, przebłysk Mkhitaryana trwał krótko, a Kagawa formę zostawił gdzieś po drodze z Manchesteru. Transfery Ciro Immobile i Adriana Ramosa, którzy mieli załatać lukę po stracie Roberta Lewandowskiego również nie należą do udanych. Jak dotąd obaj zawodnicy strzelili we wszystkich rozgrywkach po sześć goli, a na ich pozycji Kloppowi zdarza się wystawiać Aubameyanga, który typową dziewiątką na pewno nie jest.

Wystawianie zawodników nie na swoich ulubionych pozycjach sprawia również, że gra Dortmundczyków kuleje. Biorąc jednak pod uwagę kontuzje, oraz formę poszczególnych piłkarzy, Jurgen Klopp szuka wszelakich rozwiązań, które jak do tej pory, nie przynoszą oczekiwanych skutków. Trener BVB musi kombinować, gdyż schematy, sposób gry i taktyka Borussii nie są już elementem zaskoczenia dla drużyn na krajowym podwórku.
Być może rola dobrego wujka, który jednocześnie jest kumplem, ojcem i trenerem piłkarzy z Dortmundu również się wyczerpuje. Zawodnikom, w obliczu trudnej sytuacji ligowej, słabej formy, przegranych meczów, trudnej jest uwierzyć w metody szkoleniowca i czar, który do tej pory rozsiewał.

„Dumni możemy być tylko z naszych fanów, ale na pewno nie z naszej gry. Nie przeżywamy łatwego dla nas okresu. Musimy jednak trzymać się wszyscy razem. To jest najważniejsze." - Kevin Grosskreutz

„Nie mam pojęcia co się dzieje z moimi kolegami z Borussii. Życzę im żeby zdobywali punkty już od następnego meczu. To bardzo dobry zespół, myślę, że poradzi sobie w lidze i w Lidze Mistrzów.” – Robert Lewandowski

Na osłodę kibicom drużyna z Dortmundu świetnie radzi sobie na arenie europejskiej. Po czterech kolejach Champions League ekipa BVB ustanowiła rekord, jeśli chodzi o stosunek bramkowy, który wynosi trzynaście strzelonych goli przy jednym straconym. Marka Ligi Mistrzów działa jak okno wystawowe, gdzie każdy z zawodników pragnie pokazać się światu z jak najlpszej strony. Biorąc pod uwagę koszmary jakie nawiedzają Dortmund przynosząc perspektywę kolejnego sezonu bez europejskich pucharów, sprawiają, że gra w Lidze Mistrzów jest jedynym momentem, aby pokazać swoje umiejętności i walczyć o transfer do lepszego klubu. Nie ma się co oszukiwać – dla zawodników, no może poza Kevinem Grosskreutzem, szansa transferu z Borussii do zespołu dającego możliwość występów w każdej kolejnej edycji Champions League i realnie walczącego co roku o krajowe trofea byłaby propozycją trudną do odrzucenia.  

Kloppowi grunt pali się pod nogami stając na skraju otchłani piekieł, które zwie się strefą spadkową. Mimo siedmiu punktów na koncie i przedostatniego miejsca w tabeli widmo spadku do drugiej ligi nie mieści się w głowie nikomu z Dortmundu. Nikt, kto choć trochę zna się na piłce, nie wierzy w możliwość gry BVB na zapleczu Bundesligi w następnym sezonie. Dużo bardziej możliwe jest to, iż za rok piłkarze Borussii europejskie puchary obejrzą jedynie w telewizji i że skład żółto-czarnych będzie się różnił od tego, który widzimy obecnie. Nie ma wątpliwości, że Klopp i jego ekipa z biegiem kolejnych tygodni odbiją się od dna. Wydaje się jednak, iż przyszłość jaka czeka klub z Dortmundu nie będzie tak kolorowa i piękna, jak niedawna historia, którą wielkimi literami napisał klub obecnego wicemistrza Niemiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz