FB twitter kontakt

Londyńska hipokryzja

To, że Chelsea i Manchester City znajdują się na szczycie tabeli nie może dziwić, ale to, że tuż za nimi znajduje się obecnie klub ze wschodniego Londynu może zaskakiwać nie tylko niedzielnego kibica angielskiej Premier League. Trzecie miejsce w tabeli West Hamu United nie można nazwać inaczej niż po prostu „sukces”. Każdy sukces ma oczywiście swojego ojca, a ten w Londynie zwie się Sam Allardyce – człowiek, którego wręcz wypędzano i wygwizdywano z Upton Park pod koniec ubiegłego sezonu.

Po awansie w 2012 roku do Premier League Młotom, jako beniaminkowi, udało się zakończyć angielskie rozgrywki na dziesiątym miejscu. Apetyt rósł w miarę jedzenia, dlatego pozycja w dolnej części tabeli rok później traktowana była przez kibiców West Hamu jako hańba i wyniki co najmniej niedostateczny.
- W zeszłym sezonie osiągnęliśmy wynik ponad stan. Zagraliśmy fantastycznie, ale przez to staliśmy się ofiarami własnego sukcesu. Kiedy jest dobrze, każdy sądzi, że będzie tylko lepiej, a to nie zawsze prawda. - Sam Allardyce   


Wydaje się, że pod koniec ubiegłego sezonu dla fanów Młotów wynik obok stylu gry zespołu zaczął zajmować jednak drugorzędną pozycję. Ostatnie kolejki Premier League były dla Sama Allardyce’a i jego zespołu niezwykle trudne. Ekipa ze wschodniego Londynu nawet po zwycięstwie (przyp. wygrana 2:1 z Hull City) potrafiła schodzić do szatni w akompaniamencie gwizdów własnych kibiców. Zamiast braw za walkę i osiągnięty sukces na drużynę West Hamu spadła fala krytyki, a winowajcą słabej i brzydkiej gry został oczywiście menadżer Młotów, do którego przylgnęła łatka trenera, który zapomina o ofensywnej grze.
- Nigdy nie byłem w miejscu, gdzie gwiżdże się na zwycięzców. To miało straszny wpływ na zawodników. Powinni się cieszyć, że zespół przerwał serię 3 porażek, a w szatni mówili tylko o bluzgach i gwizdach z trybun. Musiałem z nimi porozmawiać, żeby upewnić się, że są cały czas skupieni na grze w piłkę. - Sam Allardyce 
 
Powołując się na tradycję i historię dla kibiców nie do pomyślenia zdawał się fakt, iż zespół, ich zdaniem, bazuje głównie na defensywie. Nie pomógł otwarty list menadżera do kibiców, w którym wyraził żal i wytknął im brak wsparcia dla zespołu w tak trudnych momentach. Fani słowa Allardyce’a przyjęli z dezaprobatą żądając jego głowy. Zarząd West Hamu wsłuchując się w głosy swoich fanów zaczął zastanawiać się, który z dwójki Michael Laudrup-Malky Mackay byłby lepszym kandydatem na miejsce Samiego Allardyce’a. Na całe szczęście władze z Upton Park mają trochę więcej oleju w głowie, aniżeli kibice West Hamu pozostawiając pięćdziesięciodziewięciolatka na stanowisku.

Po awansie do Premiership, a następnie zajęciu dziesiątego miejsca w tabeli w 2013 roku zdaje się, że kibice Młotów zatracili rzeczywistość oczekując od zespołu czegoś, co nawet w teorii było trudnym do realizacji. Ci, którzy liczyli na miejsce w pierwszej połowie tabeli zdawali się być marzycielami. Patrząc na kadrę zespołu ciężko było oczekiwać wyniku lepszego, aniżeli ubiegłoroczny. Oczywiście za skład odpowiada menadżer, ale należy pamiętać jakim budżetem dysponuję West Ham w porównaniu z innymi zespołami Premier League. Serce fanów Młotów brało górę nad rozumem, dlatego wymagania w stosunku do zespołu rosły, nie upoważniało ich to jednak do gwizdów po wygranym, choć w słabym stylu, meczu ich pupili. Odnoszę wrażenie, ze większość kibiców West Hamu wyznawało filozofię Arsena Wengera, w której wydaje się piękno gry stoi wyżej niż sukces i końcowy wynik.

Fani wygwizdując Allardyce’a i jego zespół usprawiedliwiali się tradycją i historią. Oczywiście ilość zawodników, którzy po pobycie na Upton Park wypłynęli na wielkie wody piłkarskiego oceanu są doprawdy znaczące. W West Hamie wychowali się i gościli ten klub naprawdę wielcy gracze, którzy znacząco stanowili o sile i jakości gry zespołu. Patrząc na obecną kadrę Młotów ciężko jednak doszukiwać się gwiazdy, która lada dzień wyfrunie z Upton Park do jednego z największych klubów świata. Z drugiej strony to kibice płacą ciężko zarobione pieniądze po to, aby móc oglądać swoich zawodników. W dzisiejszych czasach piłka nożna pełni rolę show, na które fani przychodzą całymi rodzinami. Odkładając cały tydzień funty do skarpety chcą oglądać spektakl, który z jednej strony zapewni im emocje, rozrywkę, ucieszy ich oko, a na domiar tego wynik będzie zgodny z ich oczekiwaniami. Zastanawiam się jednak, czy stawiając na szali piękną grę oraz skromne zwycięstwo 1:0 wszyscy ci krytykanci wybraliby pierwszą z opcji, w szczególności, gdyby widmo spadku wisiało nad zespołem z Upton Park.

To, co się obecnie dzieje w angielskich rozgrywkach jest czymś, co wykracza poza system i jakiekolwiek reguły. O trzecim miejscu w tabeli nie myśleli nawet marzyciele, którzy sezon temu wygwizdywali swój zespół. W Londynie muszą sobie jednak zdawać sprawę, że pozycja West Hamu w tabeli jest niemożliwa do utrzymania. Artykuł ten powstaje jeszcze przed konfrontacją Southamptonu z Manchesterem United, po którym Młoty spadną na czwartą pozycję w tabeli po piętnastu kolejkach. Obecny sukces ekipy ze wschodniego Londynu ma kilka składowych. Pierwszą z nich jest decyzja zarządu klubu, który pozostawił Sama Allardyce na stanowisku. Kolejną sprawą są transfery, przy których na uwagę zasługują tacy zawodnicy jak Enner Valencia, Diafra Sakho, Cheikhou Kouyate, czy też Aaron Cresswell, uzupełnieni takimi piłkarzami jak Reid, Downing, Nolan czy Carroll tworzą naprawdę solidną ekipę, która mimo zwycięstw potrafi też… grać ofensywną piłkę. Trzecią składową jest czas jaki otrzymał menadżer na budowę drużyny.

Dziś nikt nie ośmiela się choćby zagwizdać na Sama Allardyce i nikt nie śmie zarzucić mu brzydkiej i jedynie defensywnej gry. Dziś krytycy z poprzedniego sezonu oklaskują swój zespół nie wierząc chyba w to, co widzą oglądając tabelę Premier League. Oklaskują również szkoleniowca swojej ukochanej ekipy, który w październiku zdobył tytuł menadżera miesiąca. Dziś zapewne dostrzegają, jak bardzo się mylili w stosunku do niego. Biorąc pod uwagę obecne wyniki można śmiało stwierdzić, iż klub ze wschodniego Londynu zakończy rozgrywki w górnej połowie tabeli. Boję się jednak o Samiego Allardyce i jego posadę w Londynie w następnym sezonie, jeśli za rok nie uda się osiągnąć podobnego wyniku, albo gdy najbliższa wiosna będzie równie trudna jak ta ostatnia. Wydaje się jednak, że ta dziwna i niesmaczna sytuacja w relacjach kibice-menadżer-zespół będzie nauczką dla każdej ze stron. Choć dla fanów Młotów jeszcze większą nauczką byłoby to, gdyby Sam Allardyce po obecnym sezonie i osiągnięciu dobrego wyniku podziękował za pracę na Upton Park.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz