FB twitter kontakt

The Reds na detoksie


Rok temu byli bliżej niż o krok od wymarzonego mistrzostwa kraju. Dziś są w środku tabeli, walką o tytuł nawet nie zaprzątają sobie głowy, a choć droga do końca sezonu jeszcze daleka i kręta, to trudno przypuszczać, aby ekipa Rodgersa dojechała ponownie do stacji o nazwie Champions League. Obecny sezon jest dla nich męką. Klub z Anfield Road przechodzi terapię i uczy się żyć po odstawieniu narkotyku jakim był dla nich Luis Suarez.

Ostatnie mecze Liverpoolu z Manchesterem United i Arsenalem pokazują, mimo jednego punktu na koncie po dwóch spotkaniach, że z ekipą Brendana Rodgersa może jeszcze nie jest aż tak źle. Przecież gdyby nie David De Gea i Wojciech Szczęsny to wynik mógł i powinien być zdecydowanie na korzyść The Reds. Przewaga bramkarzy w kluczowych momentach obnaża jednak ofensywne słabości drużyny, która przed sezonem pozbyła się swojej czołowej armaty, aby teraz strzelać w stronę przeciwnika ślepakami.

Luis Suarez, w całej swojej wrodzonej głupocie z gryzieniem przeciwników, jest napastnikiem absolutnie kompletnym. Sprzedając Urugwajczyka do Barcelony The Reds pozbyli się zawodnika, któremu zawdzięczali 31 goli i 24 asyst. Łatwo więc policzyć, że Suarez brał udział przy 55 golach, co jest połową bramkowego dorobku Liverpoolu z poprzedniego sezonu, podczas którego zdobyli 110 trafień. Urugwajczyk nadawał blask drużynie, w której, poza nim, ciężko było znaleźć piłkarza, którego nazwalibyśmy gwiazdą. W poprzednim sezonie delektowano się grą Sterlinga, Coutinho, czy też Hendersona, który wrócił nawet do łask Roya Hodgsona. Obecnie ci zawodnicy są cieniem piłkarzy, którzy jeszcze niedawno mieli na wyciągnięcie ręki mistrzostwo kraju. Suarez powodował, że przy nim, inni piłkarze wchodzili na wyższy futbolowy poziom. 

Uzależnienie od Luisa Suareza obnaża również słabości Brendana Rodgersa jako menadżera Liverpoolczyków. Urugwajczyk był zawodnikiem, od którego trener rozpoczynał ustalanie składu. Był też centralną postacią w taktyce The Reds. Nawet gdy nie szło koledzy wiedzieli, iż podanie do Suareza może sprawić, że Urugwajczyk wymyśli i zrobi z piłką coś, co spowoduje, iż Liverpool wyjdzie ze starcia zwycięsko. The Reds są niczym jeździec bez głowy, którzy po stracie Suareza zatracili tożsamość swojego stylu, jaki wypracowali w oparciu o Urugwajczyka na przestrzeni ostatnich lat. Obecnie oglądając grę Liverpoolu ciężko powiedzieć, czy są oni zespołem, który woli grać piłkę ofensywną, czy też defensywną, czy wolą prowadzić grę, czy też preferują kontraataki. The Reds zamiast kombinacyjnej, szybkiej i technicznej gry, do jakiej nas przyzwyczaili, prezentują siermiężny i zdecydowanie fizyczny futbol. Brendan Rodgers, który był w poprzednim sezonie chwalony na każdym kroku, dziś jest człowiekiem, który traci grunt pod nogami. Ciągła zmiana formacji, rotacje w składzie pokazują tylko, jak wielki bałagan panuje na Anfield Road, którego trener nie potrafi poukładać.

Liverpool na sprzedaży Luisa Suareza zarobił 81 milionów euro przeprowadzając jeden z największych transferów w dziejach futbolu. W poszukiwaniu następcy Urugwajczyka Brendan Rodgers wybrał się na zakupy ściągając takich piłkarzy jak Divock Origi, Lazar Marković, Emre Can, Rickie Lambert, Adam Lallana, z Mario Balotellim na czele. Na sześciu wspomnianych zawodników boss The Reds wydał ponad 106 milionów euro. Nie trzeba jednak mocno znać się na futbolu, żeby wiedzieć, iż żaden z tych ofensywnych graczy nie może równać się z futbolowym potencjałem Luisa Suareza. Fatalne transfery w Liverpoolu nie są czymś szczególnie nowym, ale jeśli ktoś myślał, że wspomnianymi wyżej zawodnikami uda się zastąpić genialnego Urugwajczyka, to miał naprawdę bujną wyobraźnię lub po prostu był głupcem. Szczytem głupoty było jednak uwierzenie w bajkę, że Mario Balotelli odrodzi się właśnie pod skrzydłami Rodgersa (choć o tym już pisałem tutaj).

Luis Suarez był jak narkotyk dla Liverpoolu, który leganie zażywali przez ponad trzy lata. Uzależnienie stało się jednak tak silne, iż powrót do normalnego życia jest bardzo trudny. Forma leczenia również nie została dobrana zbyt trafnie, a głód po odstawieniu urugwajskiej substancji jest wielki. O takich piłkarzach jak Suarez mówi się, że robią różnicę. Dla The Reds tą różnicą była walka o mistrzostwo do ostatniego metra Premier League. Mimo słabej postawy w obecnym sezonie mit o wielkości, którą zaszczepił w The Reds Luis Suarez istnieje cały czas, gdyż każda z drużyn obawia się pojedynku z ekipą, która jest przecież na narkotycznym głodzie.

2 komentarze:

  1. Sturridge wróci i powinno być lepiej. Może nie wejdą na poziom z poprzedniego sezonu ale wyniki będą lepsze niż teraz. Zamiast kupować Balo powinni zostawić Origiego. Zgadzam się ze przy Suarezie ci piłkarze wchodzili na inny poziom.

    OdpowiedzUsuń