FB twitter kontakt

Zlikwidować okienko transferowe w styczniu!

Styczeń to miesiąc symbolizujący rozpoczęcie, otwarcie, przełom. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o rozpoczęcie nowego roku kalendarzowego, ale styczeń to również dla wielu okres zmian, w zamyśle czynionych na lepsze. W piłce nożnej miesiąc ten również ma szczególne znaczenie. W większości lig kojarzony jest z krótkim urlopem między rozgrywkami, ale dla piłkarskiej społeczności jest to głównie rozpoczęcie okresu kupna i sprzedaży, wielomilionowych transakcji i zakupowego szału. Poglądy i pomysły Arsene’a Wengera rzadko są zgodne z moim futbolowym postrzeganiem świata. Jest jednak temat, w którym zgadzam się z Francuzem. Boss Arsenalu jest największym, jakiego znam, orędownikiem zniesienia lub chociaż ograniczenia transferów podczas zimowego okienka transferowego, a w tym temacie ma moje pełne poparcie.

Obecne okienka transferowe stały się tworem istniejącym od sezonu 2002/2003. Gordon Dryden powiedział kiedyś, że pomysł jest jedynie nową kombinacją starych elementów i ciężko się z nim nie zgodzić porównując dawny i obecny sposób, a przede wszystkim okres, przeprowadzania transferów. Wyznaczenie maksymalnie dwunastotygodniowego okresu latem oraz jednego miesiąca zimą (styczeń) było kompromisem między orędownikami poprzedniego systemu, gdzie transfery mogły być dokonywane praktycznie przez większą część sezonu, rewolucjonistami, którzy pragnęli ograniczyć piłkarski handel, a Komisją Europejską, która pomysły wspomnianych rewolucjonistów uznawała za pogwałcenie podstawowych wolności ekonomicznych.

Twór jakim jest letnie okienko transferowe uważam za coś oczywiście potrzebnego, a do tego stworzone w odpowiednim okresie biorąc pod uwagę piłkarski kalendarz. Trudno mi sobie wyobrazić, że w dzisiejszych czasach trener, praktycznie przez cały sezon, martwi się, czy jutro nie zapuka do niego jego najlepszy piłkarz i nie oświadczy, że od przyszłego tygodnia chce grać w innym zespole. Taka sytuacja, przed powstaniem okienek transferowych, była pewnego rodzaju normalnością. Okres po zakończeniu sezonu jest dobrym terminem na kadrowe zmiany, pożegnania z zawodnikami, którzy nie sprostali wymaganiom, kupno nowych piłkarzy mających zagwarantować lepsze wyniki w kolejnym sezonie. Pomijając fakt, iż nie podoba mi się, że letnie okienko transferowe trwa jeszcze w trakcie nowo rozpoczętego sezonu, to przyznam szczerze, że z wypiekami na twarzy co roku śledzę deadline przygotowywany przez Sky Sports. Nie mogę jednak od wielu lat pojąć istnienia zimowego okienka transferowego.

Styczniowe okienko trwa przez równy miesiąc. Może zdarzyć się tak, że drużyna A zagra z drużyną B w pierwszych kolejkach nowego sezonu, a rewanż jest zaplanowany na pierwsze dni stycznia. Po rozegraniu drugiego meczu w połowie zimowego okienka transferowego drużyna B zakupuje kilku nowych zawodników, bo przecież ma do tego prawo. Załóżmy, że drużyna A wygrała oba mecze. Ale czy drużyna A również sięgnęłaby po zwycięstwo po wzmocnieniu się przez drużynę B nowymi piłkarzami? Czy jest to sprawiedliwe w stosunku do drużyny C, która bije się o mistrzostwo kraju z drużyną A, a rewanż z drużyną B ma zaplanowany załóżmy na luty? Równie dobrze mogło być też tak, iż rewanż między ekipami A i B zaplanowany byłby na marzec, a wtedy mimo iż rywalizacja toczona jest w tym samym sezonie, to drużyna A stanęłaby do pojedynku z praktycznie inną ekipą, w której w pierwszym składzie gra kilku nowych zawodników. Teraz litery zamieńmy na drużyny. Chelsea gra ze Stoke we wrześniu i na początku stycznia. Wygrywa oba mecze. Arsenal i The Blues biją się o mistrzostwo kraju. Stoke przed zamknięciem zimowego okienka transferowego kupuje Cristiano Ronaldo, Neymara, Lionela Messiego, Garetha Bale’a i Manuela Neuera, a rewanżowy mecz z Arsenalem The Potters mają zaplanowany na luty. I co, czy jest to fair play? Poprzez scenariusz z przejaskrawionymi przykładami chciałem pokazać jedynie zimowy transferowy mechanizm, który teoretycznie przecież mógłby się zdarzyć.

W zimowym okienku transferowym poszkodowane są również drużyny słabsze, a co istotne mniej majętne. Jeśli do ekipy, która walczy o utrzymanie lub bije się o awans do wyższej klasy rozgrywkowej, zgłosi się futbolowy potentat, który za najlepszego piłkarza drużyny zaoferuje dobre pieniądze, to ciężko będzie danej drużynie powiedzieć „nie”. Mimo zarobionych pieniędzy trudno jest załatać dziurę po sprzedanym zawodniku, do tego w trakcie trwającego sezonu. Siła pieniądza i interes ekonomiczny biorą wtedy górę nad interesem sportowym. Niestety.

Jeśli chodzi o samych zawodników, to trudno zaakceptować fakt, iż dany piłkarz połowę sezonu zagra w drużynie A, a drugą część w drużynie B. Zimowe okienko transferowe jest polem do popisu dla agentów piłkarskich, którzy nierzadko już znacznie wcześniej wydeptują ścieżki do gabinetów szefów klubów swoich klientów w celu załatwienia im przenosin do innego zespołu już po nowym roku. Jest to jeden z dwóch okresów, kiedy mogą do swojego konta dopisać kolejne zero przeprowadzając transfer swojego zawodnika. Sami piłkarze często własnym zachowaniem (czytaj brakiem profesjonalizmu) starają się wymusić na swoim pracodawcy zgodę na transfer. Mam też wrażenie, że styczeń jest okresem transferów nieudanych. Ciężko mi w tej chwili przypomnieć sobie transfer, który można nazwać wielkim pod względem sportowym i ekonomicznym, bo jak cofnę się pamięcią do lat wcześniejszych, to bajońskie sumy wydawane zimą na zawodników nie miały raczej przełożenia na wybitną grę na boisku.

Wbrew nazwie zimowy okres transferowy jest prawdziwą piłkarską gorączką szczególnie dla zespołów, którym z jakiś względów najzwyczajniej nie idzie. Trenerzy w pośpiechu szukają piłkarzy, którzy nagle mają odmienić ich zespół i być może uratują ich przed zwolnieniem za słabe wyniki. W pośpiechu trudno jednak pamiętać o rozwadze i zdrowym rozsądku, a noworoczne ceny są niekiedy mocno rozdmuchane. Trudno o transfer w trakcie sezonu, o którym z czasem będzie można powiedzieć – to był strzał w dziesiątkę. Po pierwsze przenosiny do nowego klubu wiążą się dla zawodnika z aklimatyzacją, na którą w trakcie sezonu nie ma czasu. Po drugie w trakcie rozgrywek klub zmieniają zazwyczaj zawodnicy, którym się nie wiedzie lub zespół ich nie potrzebuje. Oczywiście czasem można trafić na promocję, kiedy za pół roku danemu piłkarzowi kończy się kontrakt i styczeń jest ostatnią okazją, aby zarobić coś na zawodniku. Przykład Roberta Lewandowskiego i Borussi Dortmund pokazuje jednak, że dla wielkich zespołów czynnik sportowy jest ważniejszy, aniżeli kwestia ekonomiczna, gdyż zdają sobie sprawę, że wraz z sukcesem przyjdą również pieniądze.    

Obserwując poczynania największych klubów śmiem twierdzić, iż styczeń jest okresem jedynie dla potrzebujących lub ekip słabo zorganizowanych. Jose Mourinho zapowiedział już swoją absencję podczas najbliższego okienka transferowego. Carlo Ancelotti również nie wybiera się na zakupy. Louis van Gaal będzie wyczekiwał jedynie na promocję. Chelsea czy Real Madryt są przykładami drużyn dobrze przygotowanych do całorocznego sezonu, dla których zimowy okres transferowy będzie jedynie atrakcją, którą obserwować będą z tylnego fotela. Taka postawa pokazuje wielkość zespołu i trenera, ale również w pewien sposób neguje potrzebę tworzenia zakupowego cyrku na początku każdego roku.

Jedni uważają to za herezje inni przypominają mi, że w tym temacie jestem w zdecydowanej mniejszości i opozycji. Na całe szczęście nie jestem do końca osamotniony ze swoimi poglądami. Arsene Wenger w jednym z wywiadów zaproponował ograniczenie liczby transferów do dwóch podczas styczniowego okienka lub jego całkowite zniesienie. Niektórzy śmieją się z Francuza, iż jego poglądy wynikają z tego, że sam nie potrafi dokonać wielkiego transferu. Z punktu widzenia ekonomii i wolności zatrudnienia poglądy moje i Wengera zapewne są wbrew prawu. Mimo to zniesienie zimowego okienka transferowego przyniosłoby więcej sportowej sprawiedliwości, a fair play stanęłoby nad interesem ekonomicznym. Co więcej brak możliwości przeprowadzania zimowych transferów zawęziłby rolę agentów piłkarskich, a być może decyzje o zmianie barw klubowych przez piłkarzy byłyby staranniej przemyślane. Trenerzy zaś wiedzieliby, że zespół należy przygotować na cały sezon, a rola pieniądza, choć w małym stopniu, zostałaby ukrócona na korzyść ducha sportu i rywalizacji.

2 komentarze:

  1. Bez złośliwości, ale treść tej notki z łatwością można zmieścić w tekście o 1/3 krótszym. Więcej nie zawsze znaczy lepiej! Panie Damianie, mniej makaronizmów, powtórzeń i zdań wielokrotnie złożonych, a będzie naprawdę dobrze. Przyzwoite podstawy są, a to najważniejsze :)

    Pozdrowienia
    P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wskazówka na przyszłość ;-) dziękuje i zapraszam częściej, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń